Cały naród buduje swoją stolicę
Wróciłem z Łodzi. Dwa największe polskie miasta dzieli drogami ok. 140 km. (w linii prostej zdecydowanie mniej). Na ten dystans trzeba poświęcić blisko 3 godziny jazdy. Niemożność rozwiązania tego problemu najlepiej mówi o skuteczności zarządzania naszym krajem.
Byłem w ponad 100 krajach świata. Na podstawie swoich własnych obserwacji mogę stwierdzić, że nie ma na świecie kraju, w którym zbliżając się do stolicy będącej jednocześnie dużą aglomeracją – wjeżdżamy w coraz gorsze drogi. Gdzieś tam powstają już autostrady i drogi ekspresowe, ale nie są nawet zaplanowane na połączenie czegokolwiek ze stolicą. Z czego to wynika?
Warszawa coraz bardziej odstaje od reszty kraju. Częściowo winna temu jest struktura zarządzania. Miasto jest podzielone na dzielnice, które mają dużą samodzielność. Wybory władz miasta, to wybory partyjne – układy między partiami blokują zdolność decyzyjną miasta. Ważne dla miasta stanowiska nie obsadzają fachowcy, ale działacze. Do tego istotne decyzje budżetowe zapadają na szczeblu samorządu województwa, kierowanego przez PSL. Stąd nakłady infrastrukturalne idą na Płock, Ostrołękę, Radom – a nie widać ich w Warszawie.
Wychowałem się na Śląsku w przekonaniu, że „cały naród buduje stolicę”. Że wszyscy składamy się na inwestycje w Warszawie. Nic bardziej mylnego. Administracja centralna więcej uwagi poświęca na inwestycje na prowincji, bo robienie czegokolwiek w Warszawie – po prostu nie wypada. Aby dociągnąć porządną drogę z zachodu Europy do miasta potrzebne było wytłumaczenie w postaci organizacji EURO 2012. To jakaś paranoja, że trzeba szukać usprawiedliwienia, aby wybudować wreszcie drogę do stolicy!!
Słucham w radio rozmowy na temat Euro 2012. Dziennikarz powołuje się na swój przykład – aby wjechać autem na Ukrainę musiał wystać w kolejce kilka godzin, następnie musiał ciągle coś płacić bez pokwitowań. Działacz PZPN go uspokaja – Ukraina obiecała, że na czas Euro wjazd do tego kraju będzie przebiegał sprawnie. Łapówki zaczną brać z powrotem i trzymać kierowców godzinami na granicy dopiero wtedy, jak się mistrzostwa skończą.
A u nas, jak się mistrzostwa skończą, skończą też budować drogi do Warszawy. Jest bardzo prawdopodobne, że autostrada z Berlina zakończy się w Żyrardowie – bo nie zdążą na czas. A potem przecież nie będzie wypadało inwestować w znienawidzoną stolicę. Ale spokojnie, za jakieś 100 lat zorganizujemy olimpiadę, to wtedy się te 50 kilometrów dobuduje!
Pamiętam jako przewodnik sudecki wizyty w dolnośląskich wsiach w końcówce lat 70-tych. Piękny domek, szerokie kamienne schody- ale ostatnie dwa stopnie zastąpione krzywo zbitymi deskami. Co się stało, powódź uszkodziła? – pytam siedzącego przed domem z piwem gospodarza. „Jaka tam powódź! Niemcy psiekrwie nie zdążyli dobudować” – odpowiada mi ze wschodnim zaśpiewem. Dróg do Warszawy, też psiekrwie nie zdążyli zrobić, okupacja trwała za krótko.
Zatrzymałem się w Łodzi w hotelu na terenie Manufaktury. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym miejscem. Udało się im w centrum miasta, na terenach poprzemysłowym i z wykorzystaniem pięknych, starych hal – stworzyć miejsce niezwykłe. Władze Warszawy od lat nie potrafią uporządkować terenu wokół Pajacu Kultury. A stworzone tam centrum handlowe Złote Tarasy – to przykład fatalnego gustu i zmarnowanej szansy.
Jak to jest, że wszędzie mają lepszych gospodarzy niż w Warszawie. Rynek w Opatowie wybrukowany jest piękną granitową kostką. W Warszawie jak się już naprawdę nie da ułożyć „gustownej” kostki Bauma, to – jak na Krakowskim Przedmieściu – układa się kamień z Chin, dla którego śmiertelnym niebezpieczeństwem są lody, napoje gazowane i płyn z chłodnic… zostawiające plamy nie do wyczyszczenia.
Jadę w makabrycznym korku i z konieczności słucham radia. Dużo na temat Migalskiego i jego listu oraz słabnących notować PIS-u. Moje doświadczenie socjologiczne – dodam, że małe – mówi mi, że nie jest to jednak wynik nowej retoryki Kaczyńskiego, ale faktu że widoczny w mediach stał się podział w jego formacji.
Elektorat wychowany w duchu jedności narodu (hasło gierkowskie!) nie lubi, kiedy w jakiejś partii są spory. Na logikę – powinno nas cieszyć, że ludzie szukają najlepszych rozwiązań i publicznie artykułują swoje zdanie. Nie, my wolimy kiedy wszyscy mają jednakowe zdanie.
Jakie to musi być frustrujące dla działaczy PIS, żeby nadążyć za tempem zmian swojego lidera !
Jack London w książkach Biały Kieł i Zew Krwi opisywał walki wilków i zdziczałych psów. Walczące samce otaczał wianuszek stada, które jednak nie wtrącało się do walki. Do czasu, kiedy jeden z walczących nawet na moment nie stracił równowagi. Wtedy natychmiast chmara rzucała się na niego i rozszarpywała.
Patrząc na dynamikę naszej rodzimej sceny politycznej przekonuję się, że mamy w sobie dużo z wilków. Ciekawe, komu pierwszemu podwinie się noga!
Nie można dzisiaj nie wspomnieć o spotkaniu premiera z funduszami emerytalnymi. To tak jak w dobrym amerykańskim thrillerze – nie ma jednej prawdy i trzeba analizować to warstwa po warstwie.
To źle, kiedy politycy zaczynają majstrować przy naszych emeryturach. To poziom pierwszy. Ale ten system nie powstał w wyniku ewolucji, tylko został stworzony przez polityków właśnie. A ci stworzyli go tak, aby znaleźć synekury dla swoich na wiele lat. Dlaczego mamy płacić tak olbrzymie prowizje za zarządzanie, skoro zarządzanie to polega głównie na kupowaniu obligacji skarbu państwa? Ten pogardzany ZUS może to akurat robić równie dobrze i taniej. To poziom drugi.
Ale jest i poziom trzeci. Co się stanie, kiedy OFE wezmą sobie słowa premiera do serca? Kto nabędzie obligacje skarbu państwa? Kto będzie inwestował na giełdzie, pozwalając jednym państwowym firmom przejmować inne państwowe firmy? To poziom trzeci… czy ostatni???