Sprawozdanie dla GUS
Dostałem wezwanie z GUS do wypełnienia kolejnego formularza sprawozdawczego. Cały ranek spędziłem przed komputerem próbując wypełnić ten cholerny formularz – ale program nie pozwala mi wypełnić wymaganych pól, a następnie ten sam program zatrzymuje mnie na tej stronie, bo … nie wypełniłem.
Nieudolność tego programu jest najmniejszym problemem. Jestem jednym z tysięcy ludzi w tym kraju, którzy zdecydowali się na otworzenie działalności gospodarczej. W moim przypadku miała to być alternatywa dla zatrudnienia poza Polską. I po raz kolejny przekonałem się, że nie jest to dobry pomysł.
Przed laty zatrudniłem gosposię i postanowiłem to zrobić „koszernie”. Co miesiąc wysyłałem donosy na siebie do urzędu skarbowego i ZUS. Sprawa wyglądała na prostą – podatek i odliczenia. Szybko zrezygnowałem. Gosposia była zła, że musi płacić podatek. A ja co kilka miesięcy, czasem co miesiąc byłem wzywany do urzędów i po długim wyczekiwaniu – niemiłosiernie wyzywany, że nie śledzę zmian w prawie. Ciągle coś się zmieniało, czasem zresztą na moją korzyść. Ale co z tego, kiedy dla zaoszczędzenia 15 groszy musiałem spędzać pół dnia w urzędzie. Często zresztą płacąc kary.
Teraz mam działalność gospodarczą z minimalną liczbą pracowników – kierowca, pracownik administracyjny. Uczciwie wykazałem wszystkie przychody i zapłaciłem podatek. Niestety, przychody te przekroczyły jakąś magiczną liczbę w GUS i zaczęły się schody.
W lutym wyjechałem na dwa tygodnie urlopu. W końcu stycznia – pierwsze wezwanie. Spędzam kilka godzin przed komputerem i nie jestem w stanie zrealizować oczekiwanego ode mnie sprawozdania. A termin jego realizacji przypada przed moim powrotem do kraju. Wysyłam maila do GUS i już po wyjeździe dostaję odpowiedź – nie mogłem wypełnić formularza, bo GUS wyznaczył termin w jakim mam to zrobić – ani wcześniej, ani później. Jeszcze nie mój czas… A to, że wyjechałem i że pod moją nieobecność nikt tego nie wypełni, to już moja sprawa. Mam obowiązek sprawozdawczy, za jego zignorowanie jest kara. I do widzenia.
W czasie urlopu wynająłem business center w pobliskim hotelu, wszedłem on-line jednocześnie mając telekonferencję z moim biurem księgowym. Uff, udało się.
Teraz kolejne sprawozdanie. Takie samo dla kopalni, sieci sklepów i jednoosobowej działalności gospodarczej. Muszę odpowiadać, ile razy korzystałem z taksówek. Ile wydałem na zakup i sprzedaż żywności. Ile zapłaciłem VAT (to Państwo tego nie wie??). Ile wydałem na pensje, na ZUS, na zasiłki chorobowe.
Najbardziej mnie śmieszy zawsze w tych formularzach zestawienie kodów działalności. Praktyka jest taka, że na wszelki wypadek wypisuje się wszystkie możliwe. Tak zresztą jest też ze spółką z o.o. która kupiłem. Sprzedawca na wszelki wypadek wpisał tam wszystkie możliwe działalności. Na przykład budowę dróg i mostów.
I teraz GUS zbierając te dane będzie mógł podać, że budową dróg i mostów zajmuje się w Polsce kilkanaście tysięcy firm. W tym także i te, które zatrudniają jednego przedsiębiorcę i jednego kierowcę. Nic, tylko budować.
Z podobnym entuzjazmem podchodziła do rzeczywistości Komisja Planowania. I miała podobne rezultaty.
Znana była wtedy anegdota o hodowli świń. Rolnik wypełniał ankietę w która wpisywał, że hoduje zwierzęta. Przy świniach napisał: jedna. Ta ankieta była zbiorczo zestawiana na poziomie powiatu. Cóż szkodziło podwoić tę liczbę, aby lepiej wyglądało? To samo działo się na poziomie zjednoczenia i po takim łańcuszku, w Komisji Planowania z jednej świni robiło się 5. Wtedy Centralny Planista stwierdzał, że cztery świnie koniecznie powinny zostać na rynku krajowym, a tylko jedna, ostatnia będzie przeznaczona na eksport.
To wtedy mówiło się, że ostatnie słowa świni-patriotki przed śmiercią brzmią: „aby przynajmniej serce zostało w kraju”.
A ’propos świni patriotki – trzeba wyrejestrować działalność gospodarczą. Jakoś spółki poza Polską – te, w których pracowałem i te, które są moją własnością - nie muszą się tak głupio, w określonych terminach tłumaczyć. A więc nie Unia jest winna, tylko duch Komisji Planowania w polskiej administracji gospodarczej.
Tam nie ma instytucji jednego okienka (kto wymyślił ten idiotyzm?), ale też jako przedsiębiorca nie jestem tam wrogiem swojego państwa.
Mogę dzisiaj wybierać gdzie chcę się zarejestrować. Ja mogę, ale czy może lekarz który zamiast leczyć wypełnia setki formularzy? Policjant, który ciągle pisze notatki i nie ma czasu już na nic więcej? System sprawiedliwości, który zgodnie z obowiązującą w naszym kraju zasadą legalizmu – zamiast rozwiązywać sprawy, wypełnia tony skoroszytów nikomu niepotrzebnymi informacjami? Pracownicy budżetówki? Średni personel kierowniczy?
Oni nie mogą wyemigrować na papierze. Ale mogą uciec w szarą strefę. I uciekają…