• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Dziennik Pieniacza

Opinie niepoprawne politycznie. Fakty którymi nie powinienem się dzielić. Doświadczenia o których lepiej nie pamiętać. A czasem nic z tego, tylko ble ble.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28

Kategorie postów

  • Nowa Kategoria (1)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Maj 2010
  • Kwiecień 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010

Najnowsze wpisy, strona 50


< 1 2 ... 49 50 51 52 53 54 >

Mściwość

 

Czytam w Pulsie Biznesu o możliwej fuzji M. i K. Tekst ilustrowany dużym zdjęciem JS. Uderza to w moją czułą nutę. Był moim przyjacielem, potem kolegą. W pewnym momencie moim wrogiem.

Kiedy po latach mobbingu zdecydowałem się odejść z firmy, w której byliśmy partnerami – postanowił okraść mnie z ekonomicznych efektów naszej wspólnej pracy. Tego akurat mogłem się po nim spodziewać. Ale kiedy w tajemnicy przede mną zerwał opłacone na rok z góry ubezpieczenie medyczne dla mojej rodziny (w tym chorego dziecka) – przesadził.

Generalnie mam zasadę,  że nie należy mnożyć sobie wrogów i że trzeba mieć w sobie siłę do wybaczenia. JS też byłem gotów wybaczyć, bez żadnej rekompensaty. Wyciągniętą dłoń potraktował jednak jako oznakę słabości… kiedy mój korporacyjny patron wycofał się z naszego rynku, JS wykorzystał okazję aby w prasie dać wyraz swojej olbrzymiej satysfakcji i przy okazji wylać wiadro pomyj na moją głowę.

Swoją drogą Puls Biznesu zachował się wtedy bardzo „sympatycznie”. Kiedy walił się mój fundusz, poszukali jedynej osoby w Polsce, która mnie szczerze nienawidzi – i pozwolili tej osobie powiedzieć, co jej leży na wątrobie. Może takie są dzisiaj standardy dziennikarskie. A może dziennikarka, przeganiania przez JS i jego ratlerków przy wielu okazjach – wpadła w swego rodzaju „syndrom sztokholmski” i ma rodzaj admiracji dla męskiego chamstwa JS.

A ja teraz mam problem etyczny…. Firma, w której wspólnie z JS byliśmy partnerami została przeorganizowana tak, aby JS mógł się nazywać prezesem i aby mógł rzeczywiście kierować. Wszystkie pozory tego, że jest to firma międzynarodowa, z kierownictwem w transparentnej podatkowo jurysdykcji – zostały porzucone. W efekcie firma powinna wystąpić o koncesję KNF, a inwestorzy powinni płacić w Polsce podatek od zysków kapitałowych. Nikt się tym oczywiście nie przejmuje…

Złożenie przeze mnie powiadomienia o popełnieniu przestępstwa byłoby odebrane – i chyba słusznie – jako niska i podła mściwość. Na dodatek w momencie odchodzenia JS zadbał o to, abym nie otrzymał nowych dokumentów korporacyjnych. A więc mogę jedynie powołać się na dokumenty, ale nie mogę ich pokazać… Jestem pewien, że jak kiedyś ktoś się do nich przyczepi, przy moim farcie okaże się, że najwięcej pretensji będą mieli do mnie za brak zgłoszenia tego do prokuratury…     

18 lutego 2010   Dodaj komentarz
korporacja   mściwość  

Znowu w pociągu...

Podróż do Katowic. Drogi i aura nie wiadomo jakie, więc decyduję się na pociąg. Dojazd do dworca w niecałą godzinę. Pierwszy sukces! Jestem przed czasem, wypijam kawę, kupuję gazety i wypadałoby pójść do toalety. Na peronie nie ma żadnej. Jest gdzieś nad główną halą, bo trzeba wziąć od klienta 2 złote więc  - chyba dlatego? – są pochowane gdzieś po kątach. Za daleko od peronu, więc czekam na pociąg. Przyjeżdża o czasie, czyste czeskie wagony (pociąg jedzie do Pragi). Wchodzę do toalety chwaląc sobie postęp techniczny (za czasów mojej młodości korzystanie w czasie postoju było zabronione). Chwalę sobie do momentu, kiedy chcę wyjść. Nie da się. Zaczynam najpierw szarpać nerwowo, potem na spokojnie – no w miarę spokojnie – próbować wszystkich możliwych układów. Nie da rady. Walę w drzwi i okno. Czuję silny ból w klatce piersiowej i przestaję. Mam do jasnej cholery nadzieję, że to mięśnioból a nie serce. Coś za często staję przed takim pytaniem…

Z opresji, po półgodzinie, ratuje mnie sekretarka. Znalazła kogoś w PKP kto zadzwonił do pociągu. Przychodzi konduktor i z niedowierzaniem wypuszcza mnie ze środka. „Wszystko przecież działa” – stwierdza zdziwiony. Proponuję mu więc, aby sam zamknął się w środku. Rozbawiony wchodzi do środka, zamyka się… i po chwili coraz bardziej nerwowo szarpie za drzwi. Teraz ja ratuję go z opresji. „Czeski wagon” – to tytułem wyjaśnienia. Wspólnie ustalamy, że drzwi zamkniemy na głucho.

Dzisiaj droga na dworzec bez kierowcy, a więc z radiem. Dawno nie słuchałem Żakowskiego w Toku. „Panie Profesorze”, „Panie Redaktorze”… Tym razem Lisa zastąpił Kurkiewicz. Nieznośna maniera wszechwiedzy i poprawności. Wołek w kontekście dostępu do wiedzy lustracyjnej mówi o prawach wnuków donosicieli… To na pewno nadużycie, ale ostatnio wnuk Stalina chciał bronić przed sądem prawa do – jak to określił Pan Profesor Wołek – intymnej wiedzy o swoim dziadku. Nawet przed rosyjskim sądem to nie przeszło, co przechodzi w salonie Żakowskiego.

Przy moim kuchennym stołem czasem dyskusja o przeszłości. Dzieci poznają pojęcie słowa „komunista”, „członek”. Nie zdobyłem się jeszcze na odwagę, aby im powiedzieć że ich tata też był członkiem….

Córka kiedyś pytała się o to, co to jest rozwód. „A czy znasz, mamo” – zainteresowała się – „kogoś kto jest rozwiedziony?”. „Oczywiście” – padła prosta odpowiedź – „na przykład twojego tatę”. Olbrzymie zdziwienie (jak on mógł być tak głupi!?) i temat przestał być intrygujący.

Gdyby twój tata, córuniu, nie był kiedyś tak głupi, to by ciebie, kochanie, nie było… Jeszcze raz się potwierdza, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło….

 

17 lutego 2010   Dodaj komentarz
członkowie   pkp   rozwody  

Czyste sumienie?

Przemieszczając się po mieście słucham – z przerwami – wypowiedzi Rosoła przed komisją śledczą. Ten chłopak robi to, co 20 lat temu ja robiłem w jednym z tych rządowych budynków. Czy mam całkowicie czyste sumienie? Z formalnego punktu widzenia – tak. Mimo poszukiwań, nigdy nie tylko sam nie znalazłem się na celowniku tajnych czy jawnych służb, ale także nigdy nie wystawiłem żadnego premiera na minę. Przez długich osiem lat, to całkiem spore osiągnięcie….

Ale bycie tam w oczywisty sposób zmuszało do działań, z których nie chciałbym się tłumaczyć przed komisją śledczą. Umówienie do lekarza przyjaciela premiera. Dlaczego szef nie odesłał go do kolejki w osiedlowej przychodni, jak zgodnie z wszystkimi zasadami powinien był zrobić? Czy potrafiłbym powiedzieć o tym szefowi w takiej sytuacji? Nie tylko nie potrafiłbym, ale też nie chciał tego zrobić. Pilnowałem jedynie, aby nie zmuszać szefa do wydawania w tej sprawie poleceń, do zostawiania śladów…

Po zmianie ustrojowej w Polsce jedna z gazet na pierwszej stronie opublikowała duży tekst o nierównym dostępie do służby zdrowia. Byłem tam podany jako przykład negatywny – szef administracji premiera popiera w ministerstwie zdrowia wniosek o sfinansowanie zagranicznego leczenia wzroku dla jakiegoś emeryta. Podsunięto to premierowi, który – na szczęście był porządnym człowiekiem – zanim wyrobił sobie zdanie, zapytał mnie o wyjaśnienie.

Kilka lat wcześniej odbywał się w Warszawie festiwal wagnerowski. Jednym z koncertów dyrygował Satanowski. Wagner zawsze jest niemiłosiernie długi (chyba 4 godziny tym razem!), a Satanowski ślepł i dyrygował z pamięci, bo nie widział nut. Po koncercie zostałem poproszony, aby sprawdzić czy można mu pomóc. Można było…. W dokumentach został ślad mojego zainteresowania. Premier M. nie miał o to do mnie pretensji…

16 lutego 2010   Dodaj komentarz
komisja hazardowa   gabinet premiera   satanowski  

Klopoty z parytetem

Sprawa parytetu jest jednym z nielicznych tematów, w którym się różnię z Z. Ona jest za, a ja jestem przeciw.

Ja genetycznie jestem przeciwny punktom za pochodzenie. Także dlatego, że nigdy nie mogłem być ich beneficjentem. Mój tata był bardzo marnie zarabiającym nauczycielem, a więc kwalifikowałem się do definicji rodziny inteligenckiej. Moja mama była sprzedawczynią w sklepie społemowskim.

Jak szedłem na studia, okazało się że moi koledzy, synowie dobrze usytuowanych Inżynierów, dostają punkty za pochodzenie robotnicze, a inni – których rodzicie mieli domy pod miastem na postawie zaświadczenia z gminy – pochodzenie chłopskie.

Ten system zresztą niczego nie załatwiał – przed wojną na Uniwersytecie Jagiellońskim studiowało więcej procentowo młodzieży chłopskiej, niż w latach 70-80 tych. Nawet jeśli uwzględni się tych „chłopów” z lewymi zaświadczeniami… Problem w tym, że studia nie były wtedy postrzegane jako przepustka do lepszego życia.

Przeczytałem z zaciekawieniem, że właśnie zlikwidowano w Szwecji parytet na studia, ponieważ okazał się on dyskryminacyjny. Dyskryminacyjny dla kobiet. Są one od młodości lepiej wykształcone, mają większą determinację, po prostu więcej ich idzie na studia. Parytet sprawiał, że musiały oddawać część swoich miejsc chłopcom.

Jestem za równymi szansami, ale przeciw punktom za pochodzenie. Za płeć. Za miejsce zamieszkania. Za kolor włosów. Za kolor skóry…

Jak kierowałem G. mieliśmy problem w naszej centrali w zachodnim Michigan, że w okolicy nie było Murzynów. No nie było i już. A więc problem, jak wypełnić kwoty przeznaczone dla nich w naszej firmie? Musieliśmy zbudować specjalny system zachęt dla Murzynów z Chicago, aby się chcieli przenieść całymi rodzinami w obce dla nich środowisko. Nie  byli szczęśliwi, bo tam duże miasto, a tu zadupie z McDonaldsem. Śnieg paraliżujący drogi przez 5 miesięcy w roku. I cholernie konserwatywna biała społeczność, zorganizowana w milicje obywatelskie, do tego krzywo patrząca na faworyzowanie innej grupy etnicznej…

I to przekonanie, że więcej kobiet złagodzi obyczaje… Skąd ten pomysł? Kryminolodzy potwierdzą, że gangi dziewcząt są bardziej bezwzględne niż ich męskie odpowiedniki. To trochę tak jak walki wilków i kogutów. Wilki – drapieżne z natury, symbol agresji – nie zagryzają się w trakcie walki. Jak jeden ma wygrać, to nie musi koniecznie zabić słabszego. Przyda się w watasze.

Jak walczą koguty, w końcu ptaki które można spokojnie wypuścić na podwórku bez strachu – to koniec walki może być tylko jeden. Śmierć jednego z nich. Mężczyźni są jak wilki, kobiety – jak koguty… Czy symbolem lepszej jakości polityki jest posłanka Kempa? Bergerowa i Hojnar? Nelly Rokita ?

 Mam na to swoją teorię. W dzieciństwie chłopcy i dziewczynki uprawiają inne sporty i zabawy. W piłce nożnej trzeba się nauczyć gry zespołowej. Walczy się o przywództwo, ale celem jest wygranie z inną drużyną. Kobiety nie mają takich doświadczeń. Dla nich celem jest ich osobista wygrana. Są więc bardziej bezwzględne, wykorzystują wszystkie swoje atuty, korzystają z premii lepszego wykształcenia.

Jak są takie dobre, to niech znajdą dobre kandydatki, niech je promują i niech na nie głosują – a nie każą mi popierać je w ciemno tylko dlatego, że są kobietami.

Ja chętnie zawsze zatrudniałem u siebie kobiety, właśnie dlatego, że są ambitne, gotowe do poświęceń. Także ich obecność wpływała motywująco na mężczyzn. Ale wybierałem kobiety dlatego, że były dobre, a nie tylko dlatego,  że były kobietami.

I z tych doświadczeń pamiętam jeszcze jedno – dla wielu kobiet nie ma żadnych oporów, aby wykorzystać swoją płeć dla uzyskania uprzywilejowanej pozycji w firmie. Trzeba mieć sporo instynktu samozachowawczego, aby temu nie ulec…

15 lutego 2010   Dodaj komentarz
parytet  

Powrót z wakacji

Wakacje się skończyły … nawet szybciej, niż planowałem (śmierć w rodzinie). I powrót do zaśnieżonej Warszawy.

Trudno wrócić do reżymu pisania J. Zacznę więc od wizyty w sklepie, aby dobrze wypełnić profil sfrustrowanego konsumenta. Od pewnego czasu mam problem z zakupem szamponu. Półka pełna dobrych marek.  Olbrzymia ilość sku’s. Tyle tylko, że każdy szampon jest na coś. Na włosy kolorowe i z pasemkami. Na włosy zniszczone. Na włosy płaskie. Na włosy przetłuszczone. Brakuje czegoś, co jest zwykłym szamponem na zwykłe włosy.

Przypomina to anegdotę o miejskim dziecku na wsi. „To koń?” pyta. „Nie, to ogier”.”A tamten?”. „To klacz?”. „A to małe?”. „To źrebię” – pada odpowiedź. „To straszne”- konkluduje dziecko – „to już nie ma w ogóle koni ? Co się z nimi stało?!”.

Z nauki o ergonomii pamiętam wysiłki naukowców, aby uczynić wydajniejszą rękojeść do młotków. Okazało się jednak, że od wszystkich dopasowanych kształtów lepsza jest prosta rączka, pasująca do każdej ręki. Czy tej wiedzy nie mogliby sobie przyswoić producenci szamponów?

Poddałem się i wziąłem przeciwłupieżowy, chociaż nie mam łupieżu. Ale przecież zawsze mogę mieć…  

14 lutego 2010   Dodaj komentarz
szampon   sku  
< 1 2 ... 49 50 51 52 53 54 >
Curious | Blogi